Jak już zapewne wspominałam Młody
darzy sporym uczuciem wszelkie kolejki. Chcąc mu zrobić frajdę
wybraliśmy się do Bielska Białej z zamiarem wyjechania kolejką
gondolową na Szyndzielnię.
Do Bielska daleko nie jest, a i
możliwości dojazdu z Krakowa jest kilka. Polecam drogę przez
Skawinę, Brzeźnicę, Wadowice i dalej standardowo Andrychów, Kęty
i Kozy. Bardzo ładne widoki na Beskid Mały i okolicę. Oczywiście
jak się jest pasażerem i nie trzeba się skupiać na drodze.
Bielsko Biała wita nas już na
wjeździe sporą reklamą kolei linowej na Szyndzielnię. I tutaj w
zasadzie wszelakie oznaczenia się kończą. Pojawiają się ponownie
w miejscu, gdzie już każdy wie jak jechać bo widać przecinkę
przez las i można się domyślić, że pewnie tam jest kolejka. Na
szczęście miejscowi panowie spod przysłowiowej budki z piwem byli
na tyle mili, że objaśnili nam drogę. Radzę zawczasu sprawdzić
trasę bo oznaczeń praktycznie brak.
Kolejka na Szyndzielnię działa od
1953 roku, a w połowie lat 90-tych przeszła gruntowną
modernizację. Podczas około 6-cio minutowej przejażdżki pokonuje
450m różnicy poziomów. Cena to 20 zł w dwie strony, dzieci do
lat 4 gratis. Wagoniki są sześcioosobowe i można w nich przewozić
wózki dziecięce. Jeśli się nie zmieści do , to można załadować
na specjalny wagonik towarowy.
![]() |
Współczesny wagonik |
O dziwo nie dostałam zawału po
drodze, pewnie za sprawą zamkniętego wagonika. Podczas jazdy
otwiera się bardzo szeroki widok na północ, na Bielsko i okolice.
Dość dalekie nawet:) Dla Młodego największą atrakcją podczas
jazdy było liczenie słupów, Dziunia natomiast skupiła się na
próbie zerwania naklejki z zakazem palenia:)
![]() |
Widok z okna kolejki |
Górna stacja kolejki nie znajduje się
na samym szczycie góry, trzeba sobie jeszcze kawałek podejść w
stronę widocznego załamania terenu. Z samej góry wciąż raczej
industrialny widok na Bielsko. Przy górnej stacji kolejki klimat jak
na Krupówkach tzn. kramy z wątpliwymi pamiątkami i smażona
kiełbasa. Zawsze mi to działało na nerwy. W każdym razie jak ktoś
się zmęczył wyjazdem wagonikiem to może się posilić i browara
walnąć przed równie wyczerpującą drogą w dół.
Na szczycie Szyndzielni działa
najstarsze w Beskidzie Śląskim schronisko PTTK. Obiekt jest spory,
zbudowany z kamienia i ma charakterystyczną drewnianą wieżyczkę.
W schronisku działa jadalnia, można sobie zjeść na kamiennym
tarasie. Przed schroniskiem stoją ciekawie rzeźbione drewniane
ławki i wszystko wyglądałoby super gdyby nie wielkie parasole z
napisem „Tyskie”, które psują cały efekt.
Schronisko PTTK na Szyndzielni |
W drodze powrotnej Młody przebąkiwał
coś o jakimś torze saneczkowym, który gdzieś widział po drodze.
Twardo zapewniał, że nie będzie się bał. Na dole okazało się,
że i owszem kilkaset metrów od dolnej stacji kolejki działa
całoroczny tor saneczkowy. No nie byłam przekonana, ale dałam się
namówić. No co za fantastyczny wynalazek! Nie jechałam takim cudem
nigdy wcześniej i pewnie stąd mój zachwyt. No superowa sprawa.
Metalowa rynna i saneczki na kółkach. Wyciągiem wyjeżdżamy na
górę i torem z zakrętami i tunelami mkniemy na dół. No stara
baba, a cieszyłam się jak dziecko. Dobrze, że skończyła nam się
kasa bo prędko byśmy nie wrócili.
Wycieczka raczej całodniowa. Jak
dzieci nie marudzą to z Szyndzielni można się jeszcze pokusić o
Klimczok.
Przydatne linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz