wtorek, 29 października 2013

Cuda, cuda... Dolina Kobylańska

Nie ma jak jesień na Jurze. Złote liście i białe skały to jedno z lepszych zestawień kolorystycznych. Tegoroczna jesień jest łaskawa i długo, długo pozwala cieszyć się pogodą. Przyznam, że nieco po macoszemu traktowaliśmy ostatnio Wyżynę, więc postaram się nadrobić zaległości i kilka ciekawych wycieczek w te rejony opisać.
Park Krajobrazowy „Dolinki Krakowskie” zyskał ostatnio w plebiscycie National Geographic Traveler statut jednego z nowych cudów Polski. I zaprawdę powiadam wam - słusznie! Takiego krajobrazu próżno szukać poza Jurą. A w okolicach Krakowa mamy Jurę w pigułce. Dolinek jest kilka, każda na swój sposób niezwykła. Są dość krótkie i położone obok siebie. Na dobrą sprawę w dwa dni można zwiedzić wszystkie. Jednak warto sobie przyjemności dawkować.

Na pierwszy ogień poszła dolina Kobylańska. Położona jest na granicy Kobylan i Karniowic, zaledwie kilkanaście kilometrów od Krakowa. Aby się tutaj znaleźć należy na rondzie Ofiar Katynia pojachać w stronę Zabierzowa i zaraz za estakadami przy Futura Parku odbić w prawo. Potem już prosto do Kobylan. W sezonie miejscowi oferują miejsca parkingowe na prywatnych posesjach (za drobną opłatą ma się rozumieć) jednak ja polecam parking za remizą. Spory i darmowy.

Dolina Kobylańska specjalnie długa nie jest. Od wylotu do samej góry ma ok. 4 km. Zaczyna się dość rozległą polaną otoczoną przez malownicze formy skalne. Przy sprzyjającej aurze na każdej ścianie ktoś wisi, jest to bowiem jedno z popularniejszych w okolicy miejsc do wspinaczki skałkowej. Na polance są też ławeczki, wiata oraz miejsce na ognisko. Nie jest to rezerwat więc ognisko można zapalić. Okolica prezentuje się o tak:


Młody i Dziunia na tle:)
Warto wybrać się dalej w górę doliny. Jest tam równie malowniczo. Dolina zwęża się ku górze, robiąc się miejscami dość wilgotna i zacieniona. Tutaj będzie dobra rada: moi drodzy darujcie sobie wózki. Dzieciaki na własnych nogach, w nosidłach, chustach itp. Ja zabrałam wózek i wyczerpałam słownik bluzgów. Nie żebym była tutaj pierwszy raz. Milion razy przelazłam tą dolinę, ale dopóki nie ma się dzieci w wieku wózkowym to nie zwraca się uwagi na pierdoły typu szerokość ścieżki, głębokość potoków i brak mostków. Przejechać się da, ale lepiej się nie denerwować. Droga miejscami jest błotnista i wąska a rzeczkę przekraczać też kilka razy trzeba. Oczywiście absolutnie nie ujmuje to uroku samej dolinie.



Po około 4 km dojdziemy do Będkowic i możemy tutaj zrobić nawrót i zejść do punktu wyjścia, albo podążyć za żółtymi znakami i zaliczyć w drodze powrotnej dolinę Będkowską. My wybraliśmy wariant pierwszy. Dzieci miały zajebista radochę w patrzeniu jak mama siłuje się z wózkiem w potoku po raz kolejny i kolejny... Dziunia, mimo wieku młodego, wykazywała chęci do wyłażenia na każdą napotkaną skałkę. Na szczęście grawitacja sprowadzała ją na ziemię (dosłownie i w przenośni) już u podnóża:)


Wycieczkę zakończyliśmy w knajpie o uroczej nazwie „Sen o Dolinie” na zasłużonym kotlecie i piwku dla tych co bez prawa jazdy ;)

poniedziałek, 28 października 2013

Kluszkowce - nie tylko zimą

Kluszkowce – nie tylko zimą

Spieszyłam się z obiecanym drugim pomysłem na boski letnio-jesienny weekend.Nie zdążyłam przed sobotą, ale następny też ma być słoneczny:) Wycieczka dość daleka, ale obfitująca w atrakcje. Obieramy kierunek na Nowy Targ i w tymże skręcamy na wschód na Krościenko (droga 969). Trasa to malownicza więc po drodze kontemplujemy widoki (po lewej Gorce, po prawej Spisz). Po około 20 km skręcamy w lewo i znajdujemy się na parkingu pod wyciągami.

Kluszkowce znane i lubiane są głównie w porze zimowej, za sprawą zlokalizowanej na zboczach góry Wdżar stacji narciarskiej Czorsztyn Ski. Na temat jej zalet lub wad się nie wypowiem, wszak zimy nie lubię, a na nartach mogłabym się ewentualnie spektakularnie zabić. Natomiast nie wielu wie że Kluszkowce atrakcyjne są również w innych porach roku. Centralnym punktem stacji jest wspomniana już góra Wdżar. Sama w sobie jest ona ciekawa. To tak zwana dajka (bez skojarzeń). Cóż to takiego? Spieszę wyjaśniać. Dajki są intruzjami magmy niezgodnymi z układem skał wcześniejszych. Czyli z polskiego na nasze – magma z wnętrza ziemi wydostała się na powierzchnię i to w dodatku w poprzek skał, które były nad nią. W wielkim skrócie:) Góra Wdżar siłą rzeczy różni się więc od okolicznym wzniesień. Głównie tym, że jest zbudowana z całkiem innych skał – z wulkanicznych andezytów. Andezyty z Wdżaru przyczyniły się mocno do budowy drogi z Czorsztyna do przełęczy Snozka. Na stokach góry istniały trzy kamieniołomy gdzie andezyt wydobywano.

Tyle geologi teraz skupmy się na atrakcjach. Zacznę od naszej ulubionej czyli toru saneczkowego vel zjeżdżalni grawitacyjnej. Jest boska. W zasadzie najlepsza z tych, które testowaliśmy. Prędkość spora, a widoki po drodze niepowtarzalne. Trasa jest dość długa i obfita w zakręty, hopki strome zjazdy. Przy końcu trasy jest aparat, który robi zdjęcia zjeżdżającym. Na dole można zobaczyć swój głupi wyraz twarzy na monitorze i zakupić zdjęcie. Cena jest niedorzeczna (10zł) więc sobie darowałam. 

Zjeżdżalnia z widokiem
Korzystając z okazji będzie apel. Ludzie kochani, jeśli się boicie prędkości to po co pchacie się na takie atrakcje. Jadąc 10 na godzinę psujecie zabawę tym, którzy jadą za wami i muszą cały czas hamować. Niestety nie zwracają kasy za przejazd zepsuty przez spanikowaną panienkę jadącą z przodu. Koniec apelu:)

Poza sezonem działa w Kluszkowacach jeden z wyciągów krzesełkowych na Wdżar. Kolejka w kilka minut zawiezie nas na górę, a tam czeka dalsza dawka atrakcji. Po pierwsze szczyt niezalesiony gwarantuje niemal dookolną panoramę. Widać całą okolicę. Spisz, górujące nad nim Tatry, jezioro Czorsztyńskie, Pieniny i nawet pasmo Lubania w Gorcach. Tablice z opisanymi panoramkami pomagają się zorientować co i jak. Są oczywiście ławeczki stoliczki i takie tam, sprzyjające kontemplowaniu widoków. 



 Jest także kolejna ciekawostka, mianowicie na czarnych andezytowych skałkach farbą zaznaczone są dwa kółka, a obok nich litery AM. Wbrew pozorom nie jest to demonstracja uwielbienia dla jakiegoś miejscowego klubu, dajmy na to Antytalencia Maniowy:) Tajemnicze AM to anomalia magnetyczne. Są to miejsca gdzie igła kompasu nie wskazuje północy, jest znacznie wychylona. Nie wiadomo do końca dlaczego tak się dzieje. Być może kiedy magma zastygała wchodzący w jej skład magnetyd niejako zapamiętał namagnesowanie Ziemi w tamtym okresie. 

Oznaczone anomalia magnetyczne

Na górze Wdżar wytyczono również godne polecenia ścieżki przyrodnicze, które sprowadzą nas na dół. Przy okazji zobaczyć można dwa z trzech kamieniołomów i bliżej poznać to ciekawe przyrodniczo miejsce.
Po trudach dobrej zabawy, wygłodniali mogą wstąpić na obiad do karczmy znajdującej się przy dolnej stacji wyciągu. Bardzo miłe wnętrze i stoliki na tarasie. Jedzenie też całkiem całkiem. Jedyny minus to toaleta typu TOI TOI czyli koszmar. Może już coś z tym zrobili – tego nie wiem.

środa, 23 października 2013

(pod)Babiogórska jesień

Lato wróciło!! To pewnie cisza przed burzą i zaraz śniegi nastaną. Zanim to jednak nastąpi możemy cieszyć się z prawdziwej, złotej jesieni. Weekend zapowiada się wprost genialnie pogodowo więc szkoda byłoby go zmarnować. Dzisiaj miało być spacerowo, ale nie, skoro to prawdopodobnie ostatni taki weekend to będzie wycieczkowo. Mam w głowie dwie fajne wycieczki i mam nadzieję że obie uda się opisać przed piątkiem.

Pierwsza z nich wymaga udania się na południe, do Zawoi. Położona u stóp Babiej Góry Zawoja, to największa wieś w Polsce. Przysiółków, odnóg i rozdroży ma wiele. Udaliśmy się do Zawoi Policzne gdzie mieści się dolna stacja kolejki krzesełkowej na Mosorny Groń. Zimą jest tutaj ośrodek narciarski, poza sezonem kolejka też działa i można urządzić sobie uroczy spacer. Poza tym jest to jedna z ostatnich kolejek w okolicy, którą nie jechaliśmy jeszcze. 

Kolejka na Mosorny Groń

Wspominałam już że nienawidzę kolejek krzesełkowych? Nie znoszę, boję się ich od najmłodszych lat. Młody wiadomo uwielbia, ale ostatnio i Dziunia, która do tej pory przyjmowała to bez większego zainteresowania, zapałała entuzjazmem. Obudziła się na parkingu przy dolnej stacji, otworzyła oko i jak się połapała gdzie jest to o mało razem z fotelikiem nie wyskoczyła z samochodu. Jazda z takim małym dzieckiem, obdarzonym ponadto oszołomskim temperamentem do łatwych nie należy, ale udało się bez strat w ludziach. Kolejka nie jedzie specjalnie długo ani jakoś szczególnie wysoko. W drodze powrotnej nawet ja się nie za bardzo bałam:)
W tamte okolice, gdzie lasy liściaste, bukowe, to tylko jesienią. Płoną góry, płoną lasy chciało by się zawyć. Nie ma piękniejszych drzew jesienią niż buki. Widoki cudne.



Z samego Mosornego widok na Zawoję, pasmo Policy, Babią, Małą Babią i dalej Jałowiec itd. Szczególnie Babia Góra wygląda hmm.. zwaliście. Szkoda, że przy słonecznej pogodzie przez większą cześć dnia jest „pod słońce” i ciężko zrobić dobre zdjęcie. Przy górnej stacji kolejki, stoliki i ławeczki zachęcające do spożycia ;) Proponuję też spacerek choćby na Halę Śmietanową i z powrotem. Powinien zająć jakieś nie całe 2 godzinki, a można podziwiać piękną jesienną buczynę i trochę pooddychać powietrzem wolnym od krakowskiego smogu. 

Widok z Mosornego na północ

Początek szlaku na Halę Śmietanową

Wygłodniali zjeżdżamy na dół, a tam, na przeciwko parkingu obiecująco wyglądająca karczma. Ładny drewniany budynek, stoliki na zewnątrz – super. Jednak nie koniecznie. Pomimo bardzo miłej obsługi, jedzenie raczej kiepskie. Nawet bardzo kiepskie. Ceny wskazują na coś lepszego. Radzę poszukać czegoś lepszego bliżej centrum. Zawoja to wieś nastawiona na turystykę więc lokali jest sporo. Ten nadrabia chyba tylko sąsiedztwem wyciągu.

W drodze powrotnej warto zahaczyć o Zawoją Markową, gdzie możemy zwiedzić muzeum Babiogórskiego Parku Narodowego oraz nieco wyżej niewielki skansen. Na sam koniec już wracając, dzieci wyoczyły plac zabaw przy tamtejszej szkole. Fajny, bardzo fajny i ogólnodostępny. Tam się przeczołgali żeby bez protestów zasnąć w samochodzie w drodze powrotnej. Bardzo łany jesienny dzień :)

wtorek, 8 października 2013

Chaty w cieniu zamczyska


Aby trochę odpocząć od kolejek i pociągów postawiliśmy na wycieczkę bardziej historyczną. Udajemy się na zachód od Krakowa drogą nr 780 (przedłużenie ul. Księcia Józefa), w kierunku Bierunia. Kawałek drogi za Alwernią, w miejscowości Babice, skręcamy w prawo na spory parking u stóp zalesionego wzgórza (wyraźne tablice informacyjne). Widać stąd już doskonale kamienną wierzę zamkową. To ruiny zamku Lipowiec, dawnej siedziby biskupów krakowskich. Do zamku prowadzi wygodna droga, początkowo asfaltowa, później leśna. Warto tutaj dodać że bukowy las otaczający zamek jest naprawdę przecudnej urody:) Udało nam się podjechać wózkiem. O ile nie macie parasolki na malutkich kółeczkach to spokojnie się da. Kiedyś do zamku prowadziły drewniane schody, ale zostały rozebrane i obecnie śladu po nich nie ma.

Leśna droga prowadząca do zamku
 
Schody prowadzące kiedyś do zamku.

Sam zamek jest typową gotycką warownią. Pełnił on w przeszłości rolę więzienia dla niepokornych księży.
Do bramy prowadzi drewniany pomost. Zwiedzać można oba piętra zamku oraz wierzę. Mamy pomieszczenia dawnych celi więziennych, poprawczych, kuchnię, refektarz, kaplice a nawet skarbiec. W jednym z pomieszczeń urządzona jest wystawa prezentująca burzliwe dzieje zamku na przestrzeni wieków. 

Zamek Lipowiec

 Ostatnim punktem zwiedzania jest wieża. Wyjść na nią nie jest łatwo. Na górę prowadzą bardzo wąskie i kręte schody, a pod sam koniec pionowa drabinka. Na szczęście w połowie drogi jest „mijanka” bo można się tam zakorkować:) Dzieci niestety nie podołały wyjściu na samą górę. W sumie się nie dziwię, trochę to klaustrofobiczne miejsce. Na szczycie wieży jest niewielki tarasik widokowy. Podziwiać możemy dolinę Wisły oraz panoramę Beskidów z Babią Górą i Pilskiem na czele.

Jak każde szanujące się zamczysko, Lipowiec też m swoją legendę o duchach. Ponoć w księżycowe noce, około północy nagle wieje chłodem, a na dziedziniec zajeżdża kareta ciągnięta przez sześć par czarnych koni. Z karety wychodzi dostojnik oraz prowadzony przez strażników skazaniec. W momencie kiedy kat podnosi topór wszystko znika.
Na zamku ukazuje się też podobno Biała Dama – córka dowódcy straży zakochana w więźniu.

Opuszczamy zamczysko i zmieniamy klimat z mrocznego na sielankowy. Wszystko za sprawą znajdującego się u podnóża wzgórza zamkowego skansenu. Nadwiślański Park Etnograficzny – bo taka jest właściwa nazwa tego miejsca – gromadzi obiekty budownictwa drewnianego charakterystyczne dla zachodniej małopolski. Mamy więc chaty, spichlerz, dom sołtysa z oryginalnym wyposażeniem, chlewik, młyn, a nawet kościół z dzwonnicą. Są piękne ule wykonane z grubych pni drzew i studnia z żurawiem. Wszystko bardzo ładnie położone i zadbane. Aż by się chciało za poetą powtarzać „Wsi spokojna, wsi wesoła..” :)







Warto wiedzieć, że oba obiekty podlegają jednemu zarządcy, dlatego kupując bilet łączony możemy liczyć na zniżki. Obsługa jest bardzo miła i dokładnie informuje co i jak.

Na terenie skansenu działa restauracja serwująca typowo polskie, regionalne potrawy w przystępnych, jak na ten typ lokalu, cenach. Co istotne można płacić kartą.
W drodze powrotnej chcieliśmy zahaczyć o kolejny zamek na szlaku Orlich Gniazd – zamek Tenczyn w Rudnie. Niestety obecnie jest on zamknięty. Tablica informuje o groźbie katastrofy budowlanej. Widać że prowadzone są jakieś prace mające na celu ochronić go przed całkowitym zawaleniem, ale terminu ich zakończenia niestety nie znam. Fajnie by było gdyby jakoś sensownie go odremontowali i zabezpieczyli, bo to kawał zamczyska i miejsce ze wszech miar kultowe:)
Kilka ładnych lat temu wyglądał tak:




poniedziałek, 7 października 2013

Pełne tajemnic Podgórze

Szeroko pojęte Podgórze to dzielnica Krakowa położona na prawo od Wisły. Dzielnica bardzo urokliwa, pełna miejsc ciekawych i niezwykłych. Ciekawych zarówno krajobrazowo jaki i historycznie i przyrodniczo. Dla każdego coś ciekawego:) 
 
Bardzo fajnym pomysłem na popołudniowy spacerek są okolice Kopca Krakusa i kamieniołomu „Liban”. Młody na swoich nogach Dziunia w nosidło i w drogę. Wózkiem byłoby raczej ciężko, więc takiej opcji nie polecam.
Nie bacząc na znaki drogowe podjeżdżamy na malutki parking u podnóża Kopca Krakusa. Znaki wprawdzie już kilkaset metrów wcześniej informują o zakazie ruchu, no ale po coś ten parking tam jest. Można mieć nadzieję, że drogówka rzadko tam zagląda.

Droga na Kopiec
 Kopiec Krakusa sam w sobie to miejsce dość tajemnicze. Właściwie nie wiadomo do końca kto, kiedy i po co go usypał. Teorie są różne, a badania archeologiczne prowadzone w okolicy już nie raz, nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Legenda mówi, że to wdzięczny lud usypał kopiec po śmierci króla Kraka aby upamiętnić jego zasługi. Mówi się ze to pogański grobowiec, kurhan (podobno jeden z wielu w okolicy). Podczas wykopalisk znaleziono wiele przedmiotów, które pozwoliły w przybliżeniu określić czas jego powstania na ok VI w. Jest też bardzo ciekawa teoria łącząca Kopiec Krakusa z innym krakowskim kopcem – Wandy. Otóż linia łącząca oba kopce pokrywa się z azymutem wschodu słońca dnia 1 maja. Stojąc na Kopcu Wandy 4 listopada zobaczymy natomiast słońce zachodzące dokładnie nad Kopcem Krakusa. Co w tym dziwnego? Te daty to w przybliżeniu daty najważniejszych świąt celtyckich Beltane i Samhain. Więc może kopce to jakiś rodzaj celtyckiego kalendarza. Póki co teorii jest wiele i żadna z nich nie jest jednoznacznie potwierdzona.
Jedno jest pewne ze szczytu wzniesienia roztacza się piękna panorama Krakowa i okolic. Na szczyt prowadzi lekko zdewastowana ścieżka, a sam wierzchołek jest płaski i dość szeroki. Tłoku raczej bym się nie spodziewała:)

Kopiec Krakusa od strony "Libanu" jesienią



Panorama jest rozległa. Poza standardowymi rzeczami znanymi każdemu warto przyjżeć się czemuś co nie jest tak jednoznacznie widoczne. Jak na dłoni mamy całą budowę geologiczną Krakowa i okolic. Patrząc na zachód widzimy sterczące ponad dolinę Wisły wapienne zrębowe wzgórza: skałki Twardowskiego, Wawelskie, św. Bronisławy, Sowińca. Dalej na zachód wyniesiony obszar wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Na południu pofałdowane zapadlisko ze złożami soli w Wieliczce. Wystająca ponad Wieliczkę Chorągwica z masztem telewizyjnym, dalej pierwsze fliszowe wzniesienia Karpat. 

Widok na Stare Miasto
  Schodzimy z kopca w stronę widocznego wyrobiska nieczynnego kamieniołomu „Liban”. Wydobywano w nim oczywiście wapień, bo cóż by innego. W czasie wojny funkcjonował tu karny obóz pracy. 

Kamieniołom "Liban"
 
"Liban" z resztkami scenografii z "Listy Schindlera"
 Nieco zarośnięta ale widoczna ścieżka biegnie wzdłuż południowej granicy kamieniołomu i wyprowadza nas na dużą otwartą przestrzeń. To teren kolejnego niemieckiego obozu – Płaszów. Można pójść dalej prosto w kierunku widocznego pomnika w poszukiwaniu śladów po obozie, albo skręcić w prawo dochodząc do asfaltowej drogi. Droga doprowadzi nas z powrotem do parkingu pod kopcem. Można spokojnie nią iść bo ruch jest niewielki, przy dobrych wiatrach można spotkać jedynie jakiegoś zbłąkanego rowerzystę:)