poniedziałek, 27 maja 2013

Gondolką na Szyndzielnię


Jak już zapewne wspominałam Młody darzy sporym uczuciem wszelkie kolejki. Chcąc mu zrobić frajdę wybraliśmy się do Bielska Białej z zamiarem wyjechania kolejką gondolową na Szyndzielnię.


Do Bielska daleko nie jest, a i możliwości dojazdu z Krakowa jest kilka. Polecam drogę przez Skawinę, Brzeźnicę, Wadowice i dalej standardowo Andrychów, Kęty i Kozy. Bardzo ładne widoki na Beskid Mały i okolicę. Oczywiście jak się jest pasażerem i nie trzeba się skupiać na drodze. 

Bielsko Biała wita nas już na wjeździe sporą reklamą kolei linowej na Szyndzielnię. I tutaj w zasadzie wszelakie oznaczenia się kończą. Pojawiają się ponownie w miejscu, gdzie już każdy wie jak jechać bo widać przecinkę przez las i można się domyślić, że pewnie tam jest kolejka. Na szczęście miejscowi panowie spod przysłowiowej budki z piwem byli na tyle mili, że objaśnili nam drogę. Radzę zawczasu sprawdzić trasę bo oznaczeń praktycznie brak.

Kolejka na Szyndzielnię działa od 1953 roku, a w połowie lat 90-tych przeszła gruntowną modernizację. Podczas około 6-cio minutowej przejażdżki pokonuje 450m różnicy poziomów. Cena to 20 zł w dwie strony, dzieci do lat 4 gratis. Wagoniki są sześcioosobowe i można w nich przewozić wózki dziecięce. Jeśli się nie zmieści do , to można załadować na specjalny wagonik towarowy. 

Współczesny wagonik

 O dziwo nie dostałam zawału po drodze, pewnie za sprawą zamkniętego wagonika. Podczas jazdy otwiera się bardzo szeroki widok na północ, na Bielsko i okolice. Dość dalekie nawet:) Dla Młodego największą atrakcją podczas jazdy było liczenie słupów, Dziunia natomiast skupiła się na próbie zerwania naklejki z zakazem palenia:)


Widok z okna kolejki

Górna stacja kolejki nie znajduje się na samym szczycie góry, trzeba sobie jeszcze kawałek podejść w stronę widocznego załamania terenu. Z samej góry wciąż raczej industrialny widok na Bielsko. Przy górnej stacji kolejki klimat jak na Krupówkach tzn. kramy z wątpliwymi pamiątkami i smażona kiełbasa. Zawsze mi to działało na nerwy. W każdym razie jak ktoś się zmęczył wyjazdem wagonikiem to może się posilić i browara walnąć przed równie wyczerpującą drogą w dół.

Na szczycie Szyndzielni działa najstarsze w Beskidzie Śląskim schronisko PTTK. Obiekt jest spory, zbudowany z kamienia i ma charakterystyczną drewnianą wieżyczkę. W schronisku działa jadalnia, można sobie zjeść na kamiennym tarasie. Przed schroniskiem stoją ciekawie rzeźbione drewniane ławki i wszystko wyglądałoby super gdyby nie wielkie parasole z napisem „Tyskie”, które psują cały efekt. 

Schronisko PTTK na Szyndzielni

W drodze powrotnej Młody przebąkiwał coś o jakimś torze saneczkowym, który gdzieś widział po drodze. Twardo zapewniał, że nie będzie się bał. Na dole okazało się, że i owszem kilkaset metrów od dolnej stacji kolejki działa całoroczny tor saneczkowy. No nie byłam przekonana, ale dałam się namówić. No co za fantastyczny wynalazek! Nie jechałam takim cudem nigdy wcześniej i pewnie stąd mój zachwyt. No superowa sprawa. Metalowa rynna i saneczki na kółkach. Wyciągiem wyjeżdżamy na górę i torem z zakrętami i tunelami mkniemy na dół. No stara baba, a cieszyłam się jak dziecko. Dobrze, że skończyła nam się kasa bo prędko byśmy nie wrócili. 

Wycieczka raczej całodniowa. Jak dzieci nie marudzą to z Szyndzielni można się jeszcze pokusić o Klimczok.

Przydatne linki:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz