Pamiętam, że kiedy w podstawówce
trzeba było przynieść na plastykę kasztany, to zawsze jeździło
się je zbierać na aleję Waszyngtona. Szeroka aleja prowadząca z
pętli tramwajowej na Salwatorze aż pod sam Kopiec Kościuszki jest
obsadzona wielkimi, starymi drzewami, w dużej części właśnie
kasztanowcami. Podobno dlatego, aby nieprzyjaciel nie mógł dostrzec
ruchów wojsk czy dostaw amunicji do fortu „Kościuszko”. Brzmi
to nawet logicznie.
Okolice znane pewnie każdemu kto
pochodzi z Krakowa, lub od jakiegoś czasu tutaj mieszka, stanowią
doskonały teren na spacery. Jeśli komuś nie chce się iść pieszo
z Salwatora może wyjechać pod Kopiec autobusem linii 101 z Mostu
Grunwaldzkiego albo 100 z Salwatora.
Byliśmy tutaj już kilka razy, ale
nigdy nie wychodziliśmy na szczyt kopca. Tym razem cel był
dokładnie określony:) Bilety wstępu do najtańszych nie należą –
11 zł za osobę dorosłą, 9 zł ulgowy. Dzieciaki weszły za darmo.
W cenie biletu, oprócz samego wejścia na Kopiec, mamy wstęp na
wystawy zlokalizowane w budynkach fortu. Nie weszliśmy na nie.
Umówmy się że dzieciaki mają głęboko Kościuszkę, pamiątki po
nim, drogę do Polskości czy woskowe figury bohaterów narodowych.
Atrakcją miały być widoki. I były.
Mówiąc szczerze jak na Krakowskie warunki wiecznego smogu to
widzialność była imponująca. Ok, Tatr widać nie było, ale
wszelkiej maści Beskid już w całej okazałości. No i oczywiście
Kraków od Bronowic po Ruczaj i dymiącą w oddali hutę.
Ciekawy
jest też widok z góry na sam fort, dwa największe zachowane
bastiony, dziedziniec, potężne ceglane mury. Na bastionach
umieszczone są kolejne 2 tarasy widokowe oraz kawiarnia i
restauracja. Cała budowla robi wrażenie. Wyobrażam sobie, że
szczególnie na dzieciach z racji rozmiarów. Dziunia czuła się
niepewnie, trochę ją chyba te wysokie mury przerażały.
Jak już poczujemy klimat twierdzy,
radzę wybrać się na bardziej otwartą przestrzeń. Na przeciwko
Kaplicy św. Bronisławy (obok której znajduje się wejście na
kopiec) biegnie droga wprost do lasu, skąd po kilkudziesięciu
metrach docieramy na wygodną asfaltową alejkę prowadzącą aż na
drugi kopiec – Piłsudskiego. Biegnie tędy też ścieżka
geologiczna. Co jakiś czas stoją tablice z objaśnieniami historii
i budowy geologicznej Sikornika i innych okolicznych zrębów i
zapadlisk.
Wzdłuż alejki stoją ławeczki, z
których można by podziwiać widoki na południe, gdyby okolica nie
zarosła dość konkretnie. Teraz właściwie nic nie widać, ale
zasiąść można :) Droga między kopcami to jakieś 4 km w jedną
stronę, momentami dość stromo pod górę. Najpierw asfaltową
alejką, później lasem. Wózkiem nie polecam. Albo polecam tylko do
połowy:)
Generalnie miły spacer, cisza, spokój
i nie czuć krakowskiego smrodku.
Przydatne linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz